Z Tomaszem Gawronem, reżyserem spektaklu „Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)” rozmawia Katarzyna Cetera.
Zacznijmy od samego początku. Co Ci przyszło do głowy, żeby zacząć reżyserować w skąd wziął się taki pomysł? Pytam o same początki twojej spektakularnej kariery.
Jako małe dziecko uwielbiałem słuchać płyt, na których wybitni aktorzy czytali różne bajki – Brzechwę, Koziołka Matołka. Czułem wtedy zasypiając wieczorem że bardzo mi się podoba taka praca, że chciałbym kiedyś w przyszłości móc sterować tymi głosami. To od tego się zaczęło. Później o tym zapomniałem zupełnie. Po czym, jak już zacząłem studia na politologii, pojechałem do Warszawy i zupełnie przypadkiem wybrałem się na spektakl SNY Lautréamonta w reżyserii Mariusza Trelińskiego. Prawdopodobnie był to mój drugi albo trzeci spektakl w życiu – i… wyszedłem z teatru oczarowany. Przez dwa dni w ogóle nic nie mówiłem – w ogóle nie interesował mnie jakikolwiek dialog. Miałem poczucie, że to jest jakiś absurdalnie cudowny świat, w którym chciałbym istnieć. Rok po tym wydarzeniu poszedłem na Wydział Wiedzy o Teatrze – który był dziwnym wydziałem.
Po politologii na pewno.
No tak. Był to dość dziwny wydział, ale uroczy, z nowymi ludźmi, którzy mieli fantastyczną pasję.
Ale przyjęto Cię tam, jak swojego? Przecież Twoja pasja była wtedy niemal zupełnie świeża.
No nie do końca przyjęto mnie jak swojego. Każdy z nas, studentów, był z innych rejonów, doświadczeń, a ja przecież właściwie jeszcze nie miałem żadnych doświadczeń. Tak naprawdę był tam egzamin z historii teatru i z wiedzy ogólnej, więc nie było to dla mnie żadnym problemem, natomiast wejście w teatr było – miałem wrażenie – dużo trudniejsze, ja tego dopiero zacząłem dotykać studiując wiedzę o teatrze. Ale już w połowie tych studiów zacząłem się zastanawiać, co mi właściwie przyjdzie z tej szkoły? Mam być krytykiem teatralnym? Czy mam pracować gdzieś w domach kultury? A przecież ja chcę w nim być, w teatrze, w środku.
A pisałeś o teatrze? Jako krytyk?
Nie, nie pisałem. Ja właściwie skończyłem Wiedzę o Teatrze i natychmiast chciałem iść na reżyserię. Jakąś recenzję napisałem na zaliczenie, już nie pamietam z jakiego spektaklu – i to wszystko. Nie zakładałem też żadnych teatrów czy zespołów teatralnych. Od początku uważałem, że jest to taki etap, który muszę ukończyć, żeby pójść dalej. To jakaś intuicja. Tak do końca nie zaplanowałem tego.
Wkręciłeś się w tę branżę na tyle, że dziś już reżyserujesz w całej Polsce – wiadomo, w Warszawie głównie. Ja miałam okazję – i zaszczyt – poznać Cię przy okazji Twojej pracy nad spektaklem BLACKBIRD, lata temu. To przedstawienie zrobiło na mnie wówczas ogromne wrażenie i robi do tej pory. Ten spektakl chyba najdłużej funkcjonuje w repertuarze tarnowskiego teatru, cały czas się zmienia, ewoluuje. Nieustanie mam jednak wrażenie, że on jest tak pomyślany, że poruszasz w nim coś ważnego. Obejrzałam TRANS-ATLANTICO – drugi spektakl, który reżyserowałeś w Tarnowie, obejrzałam też z przyjemnością czytanie performatywne ZDARZYŁO SIĘ PIERWSZEGO WRZEŚNIA – tez mam wrażenie, że cały czas mówisz nam o czymś ważnym, dla mnie bardzo istotnym. Tematyka, która poruszasz nie jest obojętna nikomu – z perspektywy ogólnej ale też z perspektywy indywidualnej, osobowej. Jak Ty to robisz, że wydobywasz takie rzeczy w spektaklu, w tekście?
Każdy tekst, każdy spektakl filtruję przez siebie bardzo mocno. Zazwyczaj biorę pewne teksty i albo się nimi fascynuję, albo odrzucam. Na razie nie muszę pracować nad tekstami, które mnie nie interesują – a to jest ogromny komfort. Z Rankovem było tak, że szukałem jakichś tekstów słowackich, bo było zamówienie na teksty słowackie. Poprosiłem kolegę Słowaka, żeby mi przetłumaczył Horáka, bardzo tam znanego autora. Kiedy dostałem to tłumaczenie, powiedziałem że nie, nie chcę tego tekstu, bo on jest dla mnie o niczym, nie mówi do mnie, jest pretensjonalny, a ja czuję, że jesteśmy z teatrem w mojej głowie gdzie indziej. Zacząłem czytać powieści słowackie, które różnie mnie interesowały, czytałem również słowackie dramaty, aż w końcu trafiłem na Rankova i… poczułem od pierwszych stron, że to jest to.
Podczas czytania performatywnego, tarnowska radna, pani Anna Krakowska powiedziała to samo – ona usłyszała tekst i to jest tekst, który ją interesuje. Ale nie wiem czy wiesz – Ty tworzysz takie spektakle. Po kilku pierwszych zdaniach, w pewnym momencie widz czuje, że ten spektakl jest mu do czegoś potrzebny i chce wiedzieć, co będzie dalej, jak to się potoczy. Takie spektakle tworzysz.
Cóż ja na to poradzę. Mnie nie interesuje robienie teatru dla teatru, żeby to dobrze wyglądało. Mnie interesuje, żeby to było o czymś. Moim największym wyzwaniem było zrobienie komedii. Jak wiesz gramy PIKANTNYCH od sześciu lat, objechaliśmy z tym spektaklem cały kraj. Zagraliśmy go już ponad dwieście razy – co było dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Początkowo nie wiedziałem nawet, jak prowadzić próby. A mimo wszystko udało mi się wydobyć coś takiego, że nagle ten spektakl okazał się bardzo ludzki. Nie jest tylko komedią, ale nagle stał się przedstawieniem o porzuconych, pogubionych ludziach, którzy tylko bawią się w komedię. Nawet tam próbowałem cokolwiek znaleźć. I też szukałem tego tekstu dość długo. Chciałem znaleźć coś, co nie będzie tanią farsą, co mnie zafascynuje. Czuję, że tu też zadziałała intuicja.
Intuicja Cię nie zawodzi na pewno, ale zauważyłam jeszcze jedno: mimo iż jesteś reżyserem, twórcą spektaklu – jednak odbierasz go tak jak widz.
Tak, ale uwielbiam to w sobie! Idę na spektakl – swój. Oglądam go bardzo krytycznie, jak gdyby to było przedstawienie, którego w ogóle nie znam, ponieważ chcę zobaczyć coś, co w ogóle nie jest związane ze mną – a przecież jest. Oglądam go, jakby ten spektakl nie był mój… i za każdym razem to potrafię, To jest niesamowite, cudowne.
Niesamowite, o tak, ale chyba bardzo rzadkie.
Właśnie nie wiem jak inni mają, szczerze mówiąc.
Reżyserujesz w Tarnowie w zasadzie trzeci raz. Mam takie wrażenie – a może mi się tylko tak wydaje – że może z jakimiś myślami już do tego miasta wracasz. Raczej polubiliście się z miastem i z tarnowskim teatrem.
Myślę, że tak. W ogóle mam coś takiego w sobie i teraz to odkrywam. Przy okazji pracy w Spiskiej Nowej Wsi na Słowacji okazało się, że jakoś chętniej wracam do takich mniejszych miejscowości. Wiesz, pochodzę z Opola. To nie jest aż tak duża miejscowość. Bardzo lubię to Opole, ale trochę jakby też mój mózg sytuuje się dokładnie w tego typu miastach, gdzie w zasadzie wszędzie jest blisko. Mam wrażenie, że tu spotykam więcej ludzi niż w Warszawie.
Listopadowa premiera będzie wyjątkowa z wielu powodów. ZDARZYŁO SIĘ PIERWSZEGO WRZEŚNIA jest pierwszym od lat słowackim tekstem, który zostanie wystawiony na polskiej scenie. Ponadto powstaje z inicjatywy niejako pozateatralnej.
Napisałem scenariusz, który jest adaptacją wybitnej powieści nagrodzonej Europejską Nagrodą Literacką oraz Literacką Nagrodą Europy Środkowej „Angelus”. Tekst cieszy się dużą popularnością na Słowacji – a okazuje się że także poza jej granicami. Produkcja tego przedstawienia też będzie finansowana inaczej niż zazwyczaj: współpartnerami premiery są Teatr im. Ludwika Solskiego oraz Fundacja ze Stali, która zorganizowała publiczną zbiórkę, która ma pomóc dopiąć budżet przedstawienia i pozwoli, aby spektakl mógł powstać w planowanej formie.
Przyznałeś, że ten tekst Cię zauroczył.
To prawda. Książka Pavla Rankova dotyka tematów istotnych nie tylko w kontekście egzystencjalnym, ale także historycznym. Wydaje mi się, że bezpośrednie mówienie o rzeczach ważnych stanowi siłę literatury w ogóle. Sztuka została napisana w całości po polsku, w przedstawieniu bierze udział Adam Herich – aktor Teatru Miejskiego w Žilinie na Słowacji – który nauczył się języka polskiego. Już podczas pierwszych prób z Adamem, okazało się, że była to bardzo ciekawa koncepcja.
Pozwól, że na zakończenie tej rozmowy zapytam Cię o marzenia i plany. Czy jest taki tekst, który Cię zafascynował, a którego jeszcze nie zrealizowałeś, a chciałbyś.
Tak, mam. Powieść: Jonathana Littela ŁASKAWE. To ciekawy, intrygujący tekst, najgłośniejsza i najbardziej kontrowersyjna książka ostatnich lat, światowy megabestseller – do tej pory sprzedano już ponad milion egzemplarzy tej powieści. Chciałbym go kiedyś przenieść na scenę.
Tomku, życzę Ci powodzenia, sukcesów i spełnienia także tych marzeń. Dziękuję za rozmowę – do zobaczenia na premierze.
Tomasz Gawron (1975) – reżyser teatralny, filmowy, scenarzysta, absolwent Wydziału Reżyserii oraz Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie. Debiutował w Teatrze Dramatycznym w Warszawie przedstawieniem GRY I ZABAWY E. Mazya. W tym samym teatrze wystawił także spektakl CZAS KOCHANIA, CZAS UMIERANIA F. Katera. Tomasz Gawron był asystentem Krystiana Lupy przy spektaklach: NIEDOKOŃCZONY UTWÓR NA AKTORA WEDŁUG MEWY CZECHOWA /SZTUKA HISZPAŃSKA YASMINY REZY oraz NA SZCZYTACH PANUJE CISZA Thomasa Bernharda. Reżyser kilkunastu przedstawień m.in.: PAPARAZZI M. Visnieca, DZIEWICTWO W. Gombrowicza, GABLOTY K. Bizio. W warszawskim Teatrze Praga wystawił PASOŻYTY M. von Mayenburga.