JADWIGA BEAUPRE – pionierka szkół rodzenia w Polsce

W kolejnym odcinku cyklu „Babskie Gadanie. Kobiety mają głos” na antenie Radia Kraków przedstawiliśmy historię trochę jak z filmowego scenariusza. Oto panienka z dobrego domu, najpierw zostaje rolniczką, potem lekarzem, kapitanem Armii Krajowej, wreszcie nauczycielką macierzyństwa i seksualności w Nowej Hucie. Bohaterką odcinka była Jadwiga Beaupré, której zawdzięczamy pierwszą w Krakowie i jedną z pierwszych w Polsce szkół rodzenia. Rozmawialiśmy o niej z pisarką i dziennikarką Katarzyną Kobylarczyk, autorką książki „Kobiety Nowej Huty. Cegły, perły i petardy”.

Rys. Tadeusz Marek

W Nowej Hucie wciąż żyją kobiety, które pamiętają Jadwigę Beaupré. Rozmawiałam z Panią, która chodziła do doktor Beaupré na wizyty lekarskie, a później przygotowywała się do urodzenia dziecka pod jej opieką i powiedziała, że to było niezapomniane. Te kobiety, które się z nią zetknęły rzeczywiście zapamiętały ją na zawsze. Ona miała w sobie taki dar

– mówi Katarzyna Kobylarczyk. Jadwiga Beaupré urodziła się w 1902 roku na krakowskim Salwatorze w rodzinie lekarza i polityka Zygmunta Klemensiewicza i Jadwigi z Sikorskich. Od dziecka pisała wiersze, ale po maturze poszła na studia rolnicze. Jej ojciec kupił nieduży majątek w Sygneczowie koło Wieliczki. Jadwiga miała nim w przyszłości zarządzać. Już na pierwszym roku studiów poznała swojego przyszłego męża Feliksa Beaupré, byłego żołnierza wojny z 1920 roku, także studenta rolnictwa. Miała 19 lat, kiedy wzięli ślub

Niedawno rodzina Jadwigi przekazała wszystkie pamiętniki, które ona pisała od 12, a może nawet i od 10 roku życia aż do śmierci. To jest kilkadziesiąt tomów i są one obecnie opracowywane w ośrodku Karta. I z tych pamiętników wyłania się obraz dziecka wychowywanego w dobrej krakowskiej rodzinie. To jest też rodzina o nowoczesnych, postępowych poglądach, w której nie bano się nowości, nie bano się myślenia, nie bano się przełamywania stereotypów.

Już pierwsze lata w majątku w Sygneczowie przyniosły dla Jadwigi dużą zmianę.

Jej wnuk Tomasz Arlet mówił mi, że w pewnym momencie się okazało, że w tym majątku poza ziemią, trzeba się także zająć ludźmi. Mieszkańcy zaczęli przychodzić do dworu, ponieważ Jadwiga dała się poznać jako otwarta osoba. Założyła Koło Gospodyń Wiejskich, założyła ochronkę dla dzieci, miała swoją bibliotekę, którą udostępniała mieszkańcom. Przychodzono więc do niej też z innymi sprawami. Komuś stała się krzywda, to pierwszą instancją była właśnie pani dziedziczka we dworze, bo pewnie będzie umiała pomóc.

W ten sposób Jadwiga zaczęła udzielać pierwszej pomocy medycznej, radziła jak coś opatrzyć lub wyleczyć. Uznała też, że musi się dokształcić, żeby być w stanie tym ludziom pomóc. Ukończyła więc studia lekarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim, w 1938 uzyskała tytuł doktora nauk medycznych i zaczęła staż w szpitalu im. Narutowicza na oddziale ginekologicznym. Ginekologią i położnictwem interesowała się już na studiach, a tematem jej pracy dyplomowej były hormony płciowe. Kiedy wybucha II wojna światowa Jadwiga decyduje się zaangażować w działania konspiracyjne.

Wraz ze swoim ojcem zaczyna pracować w szpitalu przy ulicy Skarbowej, w którym leczy się między innymi polskich jeńców wojennych. Organizują dla nich ucieczki ze szpitala, żeby tych ludzi wywozić z Polski.

Ułatwili ucieczkę kilkudziesięciu osobom. W 1940 roku Jadwiga dołączyła do działającego w podziemiu Związku Odbudowy Rzeczpospolitej, który połączył się ze Związkiem Walki Zbrojnej, a później z Armią Krajową. Otrzymała pseudonim „Sikorska”. Po śmierci męża ukrywała się przejściowo w Gorcach, skąd potem zdecydowała się przenieść do Warszawy, gdzie pod pseudonimem „Malina” zarządzała pracą kilkudziesięciu łączniczek Armii Krajowej. Po powstaniu dowództwo wyznacza jej ostatnie zadanie – jako lekarka ma pójść do obozu i opiekować się uwięzionymi dziewczętami. Trafiła najpierw do Ożarowa, a potem do obozów jenieckich w Lamsdorf i Zeithain. Organizowała tam pomoc lekarską dla współwięźniów. Po zakończeniu wojny już w maju 1945 roku Jadwiga wróciła do Krakowa.

Jak i dlaczego trafia do Nowej Huty nie wiadomo. Z tego okresu właśnie nie zachowały się żadne pamiętniki. Nie wiadomo, czy sama się na to decyduje, czy to jej społecznikowską duszę przyciąga to mrowie ludzi, którzy potrzebują pomocy lekarskiej, czy też może dostaje nakaz pracy.

Podjęła pracę jako lekarka i położna, bo jak mówi rodzinna anegdota, wolała mieć do czynienia z rodzącymi się niż z umierającymi.

We wspomnieniach dzieci zachowała się jako osoba, która niesłychanie kocha kobiety, kocha je taką miłością bezinteresowną, taką chęcią pomocy, chęcią kształcenia, chęcią zaopiekowania się. Ona ma takie niezwykle ciepłe i ludzkie spojrzenie na kobiety, na rodzące, na dzieci.

Fot. Jarosław Górski

Nowa Huta nie miała jeszcze wtedy szpitala i kobiety rodziły po domach, z położnymi, albo w izbie porodowej urządzonej w bloku na osiedlu A-1 Północ, obecnie Willowe. Do kliniki do Krakowa było daleko, w dodatku fatalną drogą. Często ludzie zabierali się na ciężarówki i wywrotki, które jechały do bazy transportowej. Tramwaj w Nowej Hucie pojawił się dopiero w 1952 roku. Jadwiga zaczyna pracę jako lekarka w nowohuckiej poradni „K” i rewolucjonizuje Nową Hutę.

To rzeczywiście była rewolucja, bo to nie było w Polsce w ogóle rozpowszechnione. To były poglądy, które panowały we Francji, zaczynały się dopiero pojawiać w Wielkiej Brytanii. Idea bezbolesnego porodu. Poród nie taki pod komendą lekarza, który mówi co ma się robić. Ona chciała, żeby kobiety zyskały wpływ na to jak rodzą. Uważała, że to pomoże im zapanować nad strachem i bólem. Spotkało się to z pewnym oporem środowiska lekarskiego.

Jadwiga Beaupré za punkt honoru wzięła sobie propagowanie wiedzy. W tamtych czasach, w Nowej Hucie, w temacie kobiecości, życia seksualnego to nie było łatwe zadanie.

Przyjeżdżając do Nowej Huty Jadwiga liczyła na to, że będzie się spotykać, prowadzić wykłady, że będzie uczyć nowohucianki o swoim ciele, o antykoncepcji, o przebiegu ciąży, a tymczasem one wstydziły się do niej przychodzić. (…) Jeśli nic się nie działo nie było potrzeby odwiedzania lekarza, więc do niej nie przychodziły. W końcu Jadwiga stwierdziła, że to ona pójdzie do nich. I rzeczywiście chodziła, bo hotelach robotniczych, później również po szkołach z pogadankami, wykładami, z opowieściami o tym co się dzieje w ciele kobiety. Wydawała także bardzo dużo broszurek, w których było dosłownie wszystko o ciele kobiety, odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie te nowohucianki mogły mieć.

Napisała książkę „Jak zapobiegać ciąży”, a w 1962 roku założyła w Nowej Hucie pierwszą na południu Polski poradnię Towarzystwa Świadomego Macierzyństwa. Uczyła o budowie narządów rozrodczych, o chorobach, które przenoszą się drogą płciową, o tym skąd się biorą dzieci. Ostrzegała przed aborcją. Namawiała kobiety, żeby raczej rodziły dziecko i oddały je do adopcji. Podkreślała, żeby się trzymać jak najdalej od babek, znachorek i „wiejskich kowali”, uzbrojonych w kawałek drutu. Jadwiga Beaupré przeniosła też na polski grunt wiele pomysłów ułatwiających życie matkom. Założyła np. kuchnię mleczną, ówczesny catering z daniami dla dzieci pakowanymi w maleńkie słoiczki. Pozostawiła po sobie wiele publikacji poświęconych zapobieganiu ciąży, macierzyństwu oraz życiu seksualnemu.

Kobiety, które ją wspominają zapamiętały ją jako osobę niezwykle ciepłą. Bardzo ładną, zadbaną, skromnie i elegancko ubraną. Jej wnuczka wspomina, że babcia miała takie przepiękne dołeczki w policzkach kiedy się uśmiechała”.

Jadwiga Beaupré zmarła w 1984 roku. W rodzinnym dworze w Sygneczowie od II wojny światowej mieści się szkoła, która nosi jej imię.

Agnieszka Srokosz

***

„Babskie Gadanie. Kobiety mają głos!” realizuje Fundacja ze Stali. Partnerami projektu są Fundacja Totalizatora Sportowego i Radio Kraków.