JÓZEFA MIKOWA – królowa Orawy

W cyklu „Babskie Gadanie. Kobiety mają głos” w Radio Kraków przenieśliśmy się na Orawę i Spisz. To opowieść o tym co w życiu najważniejsze, o wartościach, które rodzą się w ciszy, w umiłowaniu drugiego człowieka i wreszcie o prawdziwej i nieugiętej miłości do ojczyzny. Bohaterką jest Józefa Mikowa, „Królowa Orawy”, o której rozmawialiśmy z regionalistą, Robertem Kowalczykiem.

Rys. Tadeusz Marek

Józefa Mikowa urodziła się w 1897 roku w Jabłonce. Ówczesna Orawa, to nie była ta Orawa, jaką znamy dziś, nie należała wówczas do Polski. Według spisu z 1910 Polacy stanowili jednak 95% ogółu mieszkańców.

Cała Górna Orawa należała wówczas do Królestwa Węgierskiego. W kościołach śpiewało się po słowacku, w szkołach uczyło po węgiersku i właściwie ci górale orawscy nie mieli żadnej świadomości narodowej. Nie czuli się ani Polakami, ani Słowakami

– podkreśla Robert Kowalczyk. Józefa była jedenastym dzieckiem Andrzeja Machaya, siódmym z jego drugiego małżeństwa z Marią Zwolińską. Machayowie byli rodziną chłopską, ale z szerszymi horyzontami, z aspiracjami do umożliwienia dzieciom gruntownej edukacji. W domu mówiono polską gwarą orawską. Duży wpływ na Józefę mieli jej bracia, zwłaszcza Ferdynand, który był księdzem i Eugeniusz, który był nauczycielem.

Ferdynand Machay przeżywa, jak to opisał w swoim pamiętniku „Moja droga do Polski”, taką trudną drogę do polskości. Józefa jest pod jego ogromnym wpływem. Już w wieku 16 lat, taka młoda dziewczyna w konserwatywnej jednak społeczności, zakłada w Jabłonce Kółko Samokształceniowe, nie tylko dla kobiet, ale również dla chłopców. Spotykają się i czytają polskie książki, polskie czasopisma. Już wtedy Józefa zaczyna też pisać artykuły do „Gazety Podhalańskiej”. Napisała artykuł o tym jak uczyła się czytać po polsku, bo przecież w węgierskim alfabecie nie ma tych polskich samogłosek jak ą, ę.

Jeszcze przed wybuchem I Wojny Światowej na Orawie rozpoczęła się mocna pro-polska działalność. Ci działacze dziś określani są mianem „budzicieli polskości na Orawie”. Zaprzyjaźnili się oni z bratem Józefy, Ferdynandem. Za jego sprawą w Jabłonce powołana zostaje Polska Rada Narodowa, a Józefa zostaje jej członkiem. Rada uchwaliła przyłączenie tych ziem do Polski i na Orawę wkroczyły entuzjastycznie witane polskie oddziały z Nowego Targu a w grudniu w Chyżnem ustalono przebieg linii demarkacyjnej, pozostawiającej Górną Orawę po polskiej stronie. Okazało się jednak, że walka o te ziemie dopiero się zaczynała. W styczniu 1919 r. pod naciskiem aliantów polskie wojska wycofały się z Orawy i Spisza, a wkroczyli tam żołnierze i funkcjonariusze czechosłowaccy. Najbardziej zaangażowani działacze, tacy jak ksiądz Ferdynand Machay, uciekli na polską stronę, by uchronić się przed represjami i kontynuować działalność. Na miejscu została jednak Józefa, zadeklarowana już wówczas bojowniczka o polskość tych ziem. Kiszaszonka, czyli panienka – tak z węgierska określali ją wędrowni handlarze nafty, przemycający listy Józefy do ks. Machaya. Bo nastał czas pracy konspiracyjnej, przemycanych listów, potajemnych spotkań, wspólnego czytania polskich gazet przy zaciemnionych oknach. „Ani za cały świat” – takimi słowami odpowiedziała czechosłowackiemu żołnierzowi, który żądał, by zdjęła orzełka z czapki. Czechosłowacki żołnierz zerwał go przemocą. Pisała o tym do brata w tych przemycanych listach.

W tych listach opisuje ona swoją działalność niepodległościową, przygotowania do plebiscytu, który miał się odbyć, ale ostatecznie się nie odbył. Mieszkała wtedy na plebanii u swojego brata Karola i w listach opisuje między innymi rewizje, jakie były przeprowadzane. Pisze jak przyszli czescy żołnierze, wymierzyli w nią bagnety i pytali o polskie książki. 

Odpowiadała wówczas, że ma, tak jak ma i węgierskie czy niemieckie. Na oskarżenia, że sprowadza z zagranicy polską prasę odparowywała, że nie ma między Jabłonką a Nowym Targiem żadnej granicy. Kilkukrotnie Józefę aresztowano, trzymano ją między innymi z innymi polskimi działaczami w więzieniu politycznym w twierdzy w Terezinie, czterokrotnie w więzieniu w Trzcianie.

Z jej pobytów w więzieniu zachowały się i zostały wydane w 1920 roku takie wspominki, listy więzienne, które zatytułowała „Za Polskę – notatki z więzienia czeskiego”. Już wtedy Józefa jawi się jako przywódczyni kobiet w więzieniu. W jednym pomieszczeniu przebywało tam około stu kobiet i ona cały czas upominała się o godne warunki dla nich, o wyżywienie.

Dla Czechów działalność Mikowej była na tyle niebezpieczna, że wojsko czeskie otrzymało nawet rozkaz rozstrzelania jej, jeżeli ją ponownie schwytają na Orawie. W niepodległej Polsce Józefa Mikowa zamieszkała w Lipnicy Wielkiej, która w 1920 roku została przyłączona do Polski, wówczas jeszcze połowicznie. Józefa z mężem bardzo zaangażowali się w działalność społeczną, stanęli też na straży orawskiej kultury.

O Józefie mówi się „Królowa Orawy”, ale też często porównuje się ją do Siłaczki, bo taką pracą u podstaw kształtowała to orawskie społeczeństwo. Wraz z mężem założyli pierwszy zespół regionalny na Orawie – „Orawiacy”, pierwszy amatorski teatr, chór mieszany, reaktywowali orkiestrę dętą. W 1926 roku dzięki jej staraniom powstał w Lipnicy Wielkiej Dom Ludowy. Tam mieściła się też pierwsza biblioteka i czytelnia. Józefa wydaje też kalendarz dla Spisza i Orawy, w którym zamieszcza porady dla gaździn, na przykład jak oporządzać dom.

Zorganizowane przez Józefę i Emila wzorcowe gospodarstwo rolne stanowiło przykład do naśladowania i zapoczątkowało gospodarczy rozwój wsi. Józefa Mikowa była aktywną działaczką Związku Górali Spisza i Orawy, prezeską oddziału orawskiego. W domu Mików o każdej porze mogli ludzie znaleźć pomoc w najróżniejszych sprawach. Józefa Mikowa udzielała porad, pisała pisma do urzędów, mimo braku medycznego wykształcenia odbierała porody, udzielała pierwszej pomocy, opiekowała się ludźmi starymi i opuszczonymi, walczyła z przesądami i ciemnotą.

Moja babcia wspominała o Józefie jak o osobie niemal świętej. „Ona była panicka, ale nas się nie hańbiła” – mówiła gwarą. Panicka, czyli osoba wykształcona. Wspominała też, że jak była chora to Józefa przyszła do niej do domu z jakimś naparem z ziół. Pisarz Jan Wiktor wspomina, że nawet jak w środku nocy pukano do jej okien i drzwi, to wstawała i szła z pomocą.

Fot. Jarosław Górski

W 1939 roku Józefa związała się ze strukturami polskiego wywiadu. Prowadziła działalność wywiadowczą także na terytorium Słowacji. Została członkiem Tajnej Organizacji Wojskowej. Miała pseudonim „Ryś”. Początkowo wraz z mężem byli w Zakopanem, później w Krakowie, gdzie proboszczem w parafii na Salwatorze był jej brat Ferdynand.

Jej działalność wspominał między innymi Czesław Hakke, który z nią współpracował. Jest taka wymowna scena, gdy Józefa przekazuje mu jakiś rozkaz. Gdy wychodząc Hakke się odwraca widzi jak Józefa robi znak krzyża. Hakke przedstawia ją jako kobietę bardzo odważną, ale także stanowczą i zorganizowaną, która zarządza strukturami konspiracyjnymi w Krakowie. 

W maju 1941 roku Józefa została aresztowana wraz z mężem przez gestapo. Do dziś nie wiadomo kto wydał. Emila odesłano transportem do Oświęcimia, gdzie zginął, Józefę pozostawiono na Montelupich w Krakowie, by wydobyć wiadomości o TOW, jej organizacji i członkach. Przesłuchiwana, bita, torturowana, kuszona wolnością, nie wydała jednak nikogo.

Najpierw była przesłuchiwana w Krakowie. Gdy tutaj Niemcy nie dali sobie z nią rady przewieźli ją do Zakopanego, do katowni gestapo, mieszczącej się w „Palace”. Wpadli na pomysł, że będą ją przesłuchiwać ludzie, którzy w Lipnicy z nią współpracowali, a którzy, jak się okazało, byli także niemieckimi szpiegami. Stosowali wymyślne tortury: była wieszana na haku za wywinięte do tyłu ręce, ale była też bita krzyżem wziętym z jej własnego domu, aż do momentu gdy się złamał. Ta gehenna trwała prawie półtora roku. 

Przewożona otwartym samochodem, w rozpiętym kożuchu, z rękami skutymi do tyłu nabawiła się zapalenia płuc. W bardzo ciężkim stanie trafiła do szpitala w Krakowie.

Odwiedził ją tam jej brat Ferdynand. Proponował jej, że krakowskie AK jest gotowe ją odbić. Ale ona odmówiła, mówiąc, że jeśli ona przeżyje, to ktoś inny za nią zginie. Gestapowiec uśmiercił ją zastrzykiem fenolu(…). Gdy gestapowcy przyszli poinformować o tym jej brata Ferdynanda, co już samo w sobie było niezwykłe, jeden z nich miał powiedzieć: To była twarda kobieta. Gdyby Polacy mieli kilka takich kobiet, wygraliby wojnę. 

Józefa Mikowa została pochowana na cmentarzu salwatorskim. Po latach ciała trzech braci – Ferdynanda, Karola i Eugeniusza – również spoczęły w tym grobowcu. Przy dobrej pogodzie widać z tego cmentarza Babią Górę i Tatry, u stóp których leży ich ukochana Orawa. Za swoją działalność oświatową i patriotyczną Józefa Mikowa została odznaczona jako jedna z pierwszych kobiet Krzyżem Kawalerskim Orderu Polonia Restituta w 1924 r. i Krzyżem Niepodległości w 1937 r.

Agnieszka Srokosz

***

„Babskie Gadanie. Kobiety mają głos!” realizuje Fundacja ze Stali. Partnerami projektu są Fundacja Totalizatora Sportowego i Radio Kraków.